Proces dochodzenia roszczeń z tzw. kredytów frankowych należy do skomplikowanych postępowań dlatego długość jego trwania zależy od wielu czynników.
Należy jednak na wstępie oddzielić grubą kreską moment, który stał się dla frankowiczów kluczowy – tj. utworzenie w Sądzie Okręgowym w Warszawie XVIII Wydziału Cywilnego tzw.: „wydziału frankowego”. Wydział ten został utworzony 01 kwietnia 2021 r., składa się z kilkunastu sędziów wyspecjalizowanych w tej materii, którego zadaniem jest sprawne, rzetelne i jednolite orzekanie w sprawach o kredyty frankowego (ale także kredyty odniesione do innej waluty obcej).
Analizując działania wydziału frankowego można odnieść wrażenie, że istotnie realizuje on swoje zamierzenia, chociaż spodziewać się należy, że jeśli spraw będzie w nim przybywać w takim tempie, jak dotychczas (obecnie ok. 12 000) to przestanie być organem sprawnym, ale to temat na inny post.
Patrząc z perspektywy prowadzenia już ok. 200 spraw w całej Polsce możemy zdecydowanie stwierdzić, że wszystko zależy od tego, „na jakiego sędziego się trafi”.
Jeśli trafimy na sędziego, który miał już doświadczenie w tego typu sprawach i przede wszystkim wie, co ma realne i istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia dotyczącego kredytu we frankach, to pierwszy sukces za nami. Taki sędzia oddali wnioski dowodowe banku, dotyczące przesłuchania świadków (tzw. ekspertów banku), których zadaniem jest wyjaśnienie sądowi, w jaki sposób bank kształtuje kursy w swojej tabeli kursowej oraz przekonanie sądu, że w istocie kursy te nie odbiegały od kursów innych banków (przyjętych zwyczajów). Dlaczego ? Dlatego, że próba wyjaśniania sądowi i frankowiczowi, jak bank kształtuje kursy nie ma na etapie sądowym żadnego znaczenia skoro bank nie zawarł tych zasad w umowie sprzed kilkunastu lat. Argumentacja, że bank nie wykorzystał swojej przewagi kontraktowej w sposób rażąco naruszający interes frankowicza – a mógł przecież to zrobić – przypomina trochę tłumaczenie: „mogłem oszukać i okraść kredytobiorcę bardziej a jednak tego nie zrobiłem, albo zrobiłem to nieznacznie” jest absurdalna. Pełnomocnicy banków nie chcą przyjąć bowiem tego, że samo danie sobie przez bank w umowie uprawnienia do dowolnego kształtowania kursów jest już działaniem niedozwolonym a to, czy kursy bankowe odbiegały bardzo czy tylko nieznacznie od – jak to nazywają banki – „kursów rynkowych” nie ma najmniejszego znaczenia. Sąd Najwyższy dał temu ewidentny wyraz w uchwale z dnia 20 czerwca 2018 r. (III CZP 29/17) stwierdzając, że:
„Oceny, czy postanowienie umowne jest niedozwolone (art. 3851§ 1 k.c.), dokonuje się według stanu z chwili zawarcia umowy.”.
Innymi słowy, jeśli zatem bank nie zawarł w umowie lub załącznikach do niej jednoznacznych zasad ustalania kursów w tabeli kursowej banku, to późniejsze wykonywania umowy nie ma tu żadnego znaczenia.
Tak na marginesie: Często jednak eksperci banków sami podają nam na tacy argument potwierdzający ową swobodę banku w ustalaniu kursów wskazując, że do pewnej bazy (kursu wyjściowego), bank dodaje tzw. „marżę” banku, która zależy wówczas wyłącznie od decyzji zarządu Bank. Na pytanie: „od czego zależy wysokość marży” często pada odpowiedź: „od tego, ILE BANK CHCE ZAROBIĆ” (SIC!).
Dalej – bank wnioskuje o przesłuchanie innego eksperta banku, który często nie pracował w czasie zawarcia danej umowy w banku – ale zeznaje o tym, jakie w banku obowiązywały procedury dotyczące informowania frankowiczów na etapie oferowania kredytów. Niektóre banki nie miały w ogóle żadnych procedur, które zawierałyby dokładne instrukcje o zakresie informacji, jakie doradca /pośrednik ma obowiązek przekazać osobie ubiegającej się o kredyt frankowy. Inne banki nawet jeśli miały takowe, to pełnomocnik nie jest w stanie udowodnić jakimkolwiek dowodem z dokumentu tego, że istotnie temu konkretnemu klientowi przestawiono rzetelną, prawdziwą i wyczerpującą informację o mechanizmie działanie danego kredytu (mamy co najmniej 3 rodzaje kredytu: indeksowany, denominowany i walutowy) ryzyku kursowym związanym z możliwością kształtowania kursu przez bank były. Nie było odpowiedniego systemu kontroli. Należy także pamiętać, że gros kredytów była oferowana za pośrednictwem podmiotu zewnętrznego (tzw. firm brokerskich), których pracownicy nie byli także kontrolowani.
Należy tu poczynić bardzo ważną uwagę: samo podłożenie do podpisu oświadczenia o ryzyku walutowym, zredagowanym w całości przez bank na druku bankowym, nie wyczerpuje przesłanki rzetelnego, jednoznacznego i wyczerpującego obowiązku informacyjnego. Nie wiadomo bowiem, czy i jakie informacje doradca/pośrednik przekazał osobie zainteresowanej kredytem frankowym.
Ostatnio wydział frankowy często pomija zatem dowody z takich świadków, decydując się na przesłuchanie wyłącznie powodów.
Z pewnością przyspieszeniu postępowania miało służyć wprowadzenie możliwości odebrania zeznań od świadków na piśmie, zamiast wzywać ich na rozprawę do Sądu. Tu często zdarzały się sytuacje, że świadkowi nie odbierali zawiadomień lub nie stawiali się w określonym dniu i sąd był zmuszony odroczyć termin rozprawy o kolejne 3-6 miesięcy.
Teraz Sąd przesyła pytania stron do świadka, wyznacza mu nr 7-14 dni na złożenie zeznań i to znacznie skraca czas…. o ile… pełnomocnicy nie mają zastrzeżeń i pytań uzupełniających do takie świadka, co zdarza się niejednokrotnie. Wówczas procedurę należy powtórzyć, bo sąd musi te dodatkowe pytania ponownie świadkowi przesłać.
Zmorą w ostatnim czasie jest zawieszanie spraw do czasu odpowiedzi na pytania prejudycjalne przez Sąd Najwyższy, zadane przez Pierwszą Prezes Sądu Najwyższego – Małgorzatę Manowską. Niestety okazał się, że na odpowiedź będziemy musieli poczekać znacznie dłużej, niż pierwotnie było zakładane, gdyż z uwagi na istniejące tarcia pomiędzy sędziami w Sądzie Najwyższym, kwestię kompetencji pełnego składu tego sądu do wydania uchwały będzie musiał ocenić TSUE, na którego wyrok poczekamy zapewne ok. 1,5 roku.
Jedynym sensownym wyjściem z sytuacji jest odwieszenie zawieszonych postępowań i orzekania na podstawie już istniejących orzeczeń Sądu Najwyższego i TSUE.
Tego na szczęście nie boi się Wydział Frankowy i orzeka nie oglądając się na innych. I oby tak dalej.
Większym problemem jest to, że nawet jeśli przejdziemy w Wydziale Frankowym w miarę sprawnie do upragnionego orzeczenia, to i tak nasza sprawa utknie na dobre w Sądzie Apelacyjnym, gdzie póki co nie ma odpowiednika Wydziału Frankowego i gdzie na rozprawę czeka się ok. 2 lat.
Reasumując – należy nastawić się na ok. 1-1,5 roku na wydanie wyroku w I instancji i ok. 2 lat w Sądzie Apelacyjnym. Ale czekać warto, tym bardziej, jeśli naliczają się odsetki.